» Opowiadania » Historia pewnego przypadku

Historia pewnego przypadku


wersja do druku
Redakcja: -1
Ilustracje: Maryś 'Nauzykaja' S

Historia pewnego przypadku
Przedmiot: zapis rozmowy z Jackiem Rawlinem, przeprowadzonej 7 lipca 2006 roku.
Lekarz: doktor Ben Simmons
Historia przypadku: Jack Rawling zgłosił się do naszej poradni psychologicznej cztery dni temu, tj. 3 lipca 2006 roku, uskarżając się na koszmary senne. To jego pierwsza wizyta u psychologa pracy. Zgodził się na użycie dyktafonu. Poniżej zamieszczam zapis przebiegu wizyty.

Hej, to nie tak, żeby mi się tu nie podobało. Co to to nie. Praca jest całkiem w porządku, co prawda zarobki mogłyby być wyższe, ale jednak. Nie, to nie o to chodzi. Przyzwyczaiłem się do tych wszystkich świrów i ich dziwnych humorów. Jak trzeba daję im zastrzyki, przywiązuję ich do łóżek i pakuje do izolatek. Praca jak każda inna, nie? Nie jestem przecież, kurwa, jakimś jebanym sadystą, nie znęcam się nad nimi, ani nic w tym stylu. To chorzy ludzie. Nie ich wina, nie? Chodzi o to, że ten nasz ośrodek... Hm... mogę zapalić papierosa? Dzięki.

Chodzi o to... Cholera... trudno o tym gadać. Czasami się zastanawiam, czy przypadkiem nie zaczęło mi odwalać. Wiesz, facet, cały czas praca z czubami, nie? Podobno, tak mówią, każdy psychiatra ma jakieś schizy - jeden dziwną mimikę twarzy, drugi jakieś natręctwa lub charakterystyczny sposób akcentowania słów. No więc, pomyślałem sobie jakiś czas temu, że może też coś takiego łapię. W końcu jestem pielęgniarzem i też przebywam ze świrami, nie? Słucham? Tak, faktycznie nie skończyłem college'u. Jak na to wpadłeś? A zresztą nieważne, nie? No więc, o czym to ja? Ach tak. O tym. Kurde, no nie wiem jak zacząć...
Pewnie uznasz, że kompletnie ześwirowałem... Ach kurwa, raz kozie śmierć! Chodzi o to, że w naszym zakładzie dzieje się coś dziwnego... Że... że coś w nim straszy. Tak, wiem jak to brzmi, do cholery!

Pierwszy raz te zgrzyty pojawiły się jakieś dwa lata temu. Jak co noc miałem obchód i ten koleś z pięćdziesiątki dwójki znów zaczął drzeć ryja. Dziadek widzi demony czy coś i ma czasami cholernie ciężkie noce. No więc, że na oddziale były już zgaszone światła, no wiesz, cisza nocna, to pogoniłem z latarą do wschodniego skrzydła. Tamtej nocy było z gościem naprawdę źle, wiesz, darł się jakby go ktoś obdzierał ze skóry. Cindy, ta pielęgniarka z oddziału, bała się do dziadka wchodzić, bo jak miał te swoje napady to mógł ci zrobić krzywdę - pogryźć, uderzyć z kopa, albo coś w tym stylu. No więc, ucieszyła się dziewczyna na mój widok. Cindy to fajna babka, kiedyś zabrałem ją do kina i całkiem fajnie się bawiliśmy. No ogólnie, dziewczyna lubi się śmiać i poza pracą wygląda młodziej, znacznie młodziej.

No ale czekaj, bo zjeżdżam z tematu. Facet z pięćdziesiątki dwójki darł się w niebogłosy, a Cindy siedziała jak na szpilkach. Więc mówię do niej: "Nie łam się, mała, zaraz mu dam coś na uspokojenie". Wziąłem strzykawkę ze środkiem i ruszyłem korytarzem przyświecając sobie latarką No i mijam cholera drzwi: 47, 48, 49, 50, 51, dziadek drze ryja w niebogłosy, błaga żeby mu ktoś pomógł czy coś takiego, 53, 54, 55... Przy 56 tak sobie myślę, że coś nie gra. A gdzie do ciężkie kurwy 52?! Więc cofam się, a dziadek jazgocze, rzęzi, płacze, łeb mi zaczyna pękać. Cofam się i święcę po numerach: 56, 55, 54, 53, 51, 50, 49... Ale gdzie jest to pieprzone 52?! Pamiętam, że zrobiło mi się niedobrze i jakoś tak zimno w żołądku. Myślę sobie, "Oj, Jack za dużo prochów w Wietnamie, teraz ci wali na dekiel na stare lata". Patrzę się jeszcze raz po numerach, ale nigdzie nie ma tego 52! A ten pieprzony dziad wyje, aż mnie ciarki po plecach przechodzą. No nic, mówię sobie, idę po Cindy.

Mogę jeszcze jednego?

Dzięki. No więc wracam tam zaraz z Cindy i, nie uwierzysz facet, ale 52 jest jak na dłoni. 51, 52, 53... Myślę sobie, przemęczenie, nie? Ale, tak z drugiej strony, sprawdzałem dwa razy! I, jak tak się nad tym zastanawiam, to dochodzi do mnie, że dziadek nie wyje już od jakichś kilku minut, a dookoła panuje cisza. Cisza i spokój. Nie wiem czemu, ale zrobiło mi się jakoś tak nieswojo, patrzę na Cindy i widzę, że ona też załapała, tę subtelną zmianę. Zaraz przypomniał mi się Wietnam i ta wioska, w której zrobiliśmy masakrę żółtkom. Też tak było cicho, a w zgliszczach bambusowych chat dzieciaki spalone napalmem... Prawie się porzygałem, ale myślę sobie: "Jack, to przeszłość, już po sprawie, nie? Weź się chłopie w garść, Cindy na Ciebie patrzy!". No więc przełknąłem napływającą mi do gardła żółć i otworzyłem drzwi... Zaraz potem wyrzygałem kolację z McDonaldsa... Nigdy nie myślałem, że świr może sobie coś takiego zrobić... Nigdy... Dziadek zdjął materac, zagiął pręty łóżka i nie wiem... Musiał chyba jeździć plerami po tym w tą i w tamtą, bo zostawił całe płaty mięcha i skóry, a podłoga była zbryzgana krwią. Potem wziął prześcieradło - skąd on na to miał siłę cholera, pomyślałem - zawiązał supeł na kratach w oknie (jak on się tam wspiął po gładkiej ścianie, okno jest na wysokości dwóch i pół metra) i się powiesił. Ale jego oczy stary... Jego oczy wyrażały totalny obłęd.

Ordynator dał mi tygodniowy urlop, wiesz facet, żebym ochłonął. Oczywiście miałem nic nie rozpowiadać, bo to mogło zaszkodzić renomie ośrodka. Więc siedziałem z mordą w kubeł, ale co noc miałem cholerne koszmary. Ciągle się zastanawiałem jak do cholery mogłem nie zauważyć tych pieprzonych drzwi, nie? Dziesięć minut wcześniej i dziadek by żył. Może byłby cholernie poharatany, ale by żył do ciężkiej cholery! 50, 51, 53, 54 - śniło mi się to nocami. Do dzisiaj jak idę tym korytarzem to zawsze tam świecę, żeby się upewnić, że jeszcze nie zwariowałem. 52 jest zawsze na miejscu.

Innym razem, a było to chyba w marcu, jakoś tak ze trzy miesiące po tej aferze z dziadkiem, znowu miałem nockę. Ogólnie, to zawsze wolałem nocki, ale teraz, wiesz, niezbyt za nimi przepadam. Nocami zawsze jest mniej roboty, tylko łazisz jak głupi, świecisz latarką. Pogadasz sobie z siostrzyczkami i czasami dasz zastrzyk, albo wytrząśniesz gówno ze spodni jakiemuś świrowi. Jak to się mówi, mało roboty, nie? Kiedyś próbowałem czytać książkę, ale w tym pieprzonym zakładzie jakoś tak... No wiesz, nie mogę się skupić. Zaczynam kartkę, a tu mi coś skrzypnie za szafką, albo puknie w okno, albo telewizor się na maksa podgłośni. I jak tak sam w dyżurce siedzę, to mi się robi nieswojo i nie mogę się skupić. Więc nie czytam. Siedzę i gapię się w ścianę, albo coś. Po jakimś czasie, facet, to się staje nie do wytrzymania, więc idę na obchód. A ostatnio w ogóle się zrobiło jakoś gorzej. Mam takie nocki, że się boję wyjść z dyżurki i mało nie robię w spodnie. Wiesz, na korytarzach potrafi być cholernie cicho i... Ciemno. Tak chyba zacząłem bać się ciemności. Trochę tak głupio na stare lata, ale jednak... No, dobra, ale o czym to ja miałem? Ach tak, marcowa nocka. No więc, miałem zrobić zastrzyk takiej jednej starej babce, ogólnie miła kobiecina, ale paranoiczka. Ubzdurała sobie, że syn chce jej poderżnąć gardło. Zastrzyk dawałem jej co noc, taka procedura - miała coś z kośćmi i to na wzmocnienie, żeby nie trzasnęły jej jak spróchniałe patyki - przynajmniej tak mówił dr Rogers. Lubię gościa, chociaż czasami, jak ma zły dzień to drze na wszystkich ryja i szuka kozłów ofiarnych. Ogólnie jednak, facet jest w porządku i zna się na baseballu, a to rzadkość u konowałów.

Już wracam, mogę jeszcze papierosa? Dzięki, za dużo palę, ale to silniejsze ode mnie.

No więc, zaglądam do pokoju, a babka śpi jak zawszę. Czasami się nawet nie budzi jak robię jej zastrzyk. Wchodzę i zamykam drzwi na zamek. Myślę sobie, cholera, po co? Nigdy tego nie robię, bo to wbrew procedurom. Ale nic. Mam zrobić zastrzyk, więc zbliżam się do łóżka. Wtedy poczułem, że pocą mi się ręce, a strzykawka jakoś tak mi ciąży. Babka śpi sobie w najlepsze, a ja czuję, że na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Co jest kurwa, myślę sobie i zerknąłem na ręce, a tam... Dobra, wiem jak to zabrzmi, ale przysięgam na Boga... Nóż rzeźnicki. Wystraszyłem się nie na żarty, serce myślałem, że mi spierdoli z piersi. A w głowie słyszę, wiesz... Jakiś taki szept... "Zabij kurwę! Zabij szmatę! Wbij jej ten pieprzony nóż prosto w gardło, żołnierzyku! No dawaaaaaj, Jack, dawaaaaaj, chyba się nie boisz, co?". Myślę sobie, Boże Święty, co tu się kurwa (no daaaaalej Jack, pchnij kurwę!) dzieje? Wiesz facet, to głupie wiem, ale złapałem prawą łapę lewą i się siłuję (dawaaaaaj Jack, nie bądź cipą, Jack!), a nóż coraz bliżej gardła staruszki. Czuje, że przegrywam (daaaaleeeej Jack, chyba się nie boisz, co? Jesteś już dużym chłopcem!) i wtedy ugryzłem się z tego całego wysiłku w język. Cholera facet, co za ból, prawie sobie odgryzłem pieprzony język! Co by nie mówić, zamroczyło mnie, a jak mi już we łbie przejaśniało to patrzę, babcia śpi jak spała, a mi koszula lepi się do pleców. Resztę nocy spędziłem w kiblu... Cholera... jesteś pierwszą osobą, której o tym wspominam.

Ale to wszystko to nic stary, dziecinne igraszki. Słyszałeś o izolatce numer pięć? To miejsce dopiero mnie przeraża. Wszystko inne to rzadkie gówienko w porównaniu z tym. Izolatka numer pięć znajduje się na końcu zachodniego korytarza. To najstarsza część budynku, gdzieś tak z końca XIX wieku. Ogólnie nie lubię tam zaglądać, zawsze jest wilgotno i śmierdzi. W zasadzie to już się prawie tej części nie używa, ale nowe izolatki mają wybudować gdzieś w październiku, czy raczej dostosować jakieś magazyny, czy coś w piwnicy. No grunt, że jak niektóre świry słyszą, że idą do izolatek to od razu robią się potulne jak baranki. W sumie to im się nie dziwię. Myślę, że jedna noc w tym miejscu i sam bym dostał pierdolca. Poważnie. Mała klitka, ściany oczywiście wyłożone materacami, ale przesiąkniętymi wodą i gnijącymi. Smród i światło płynące ze starej żarówki zawieszonej w żelaznym koszu pod sufitem przez całą noc. Ale to facet nic! Nic!

W kwietniu zaprowadziłem tam z O'Reillym jednego świra. Facetowi totalnie odpierdzieliło, majaczył coś o robalach wychodzących ze ścian i włażących mu pod skórę. Nie dało się go uspokoić, więc wzięliśmy go w kaftan (ledwo we dwóch daliśmy radę, tak się miotał!) i zaciągnęliśmy do izolatki. Procedura jest taka, że z rana wyciąga się pacjenta, myje, daje nowe ciuchy i wraca na oddział, nie? No więc idziemy tam z O'Reillym o ósmej dwadzieścia, otwieramy drzwi... Kurwa, nie było go tam! Izolatka pusta, tylko kaftan leżał! Pamiętam jak wyrżnąłem łbem w posadzkę, a potem chyba straciłem przytomność. Następne, co widziałem, to O'Reilly dający mi po mordzie żebym się ocknął. Poszliśmy do ordynatora, ten przyszedł obejrzał i coś tam nam powiedział, że koleś musiał w nocy uciec. Uciec! "Drzwi były zamknięte, koleś był w kaftanie, jak do kurwy nędzy miałby uciec?" pytam się tego starego pierdziela, mocno już wyprowadzony z równowagi. A on mi na to, żebym się nie wymądrzał i jak chce tu jeszcze pracować, to mam się zająć tym co do mnie należy. Oczywiście zawiadomiono policję, pewnie facet widziałeś zdjęcie w gazecie i tak dalej. To wszystko gówno i ściema. Jak ten facet zdjął kaftan, otworzył sobie drzwi, zwiał ze strzeżonego budynku i przez ogrodzenie, to dałem dupy Michaelowi Jacksonowi! To po prostu N I E M O Ż L I W E. Zresztą, poszperałem sobie w archiwum. To nie pierwsza "ucieczka" z izolatki numer pięć, o nie. Od 1894 roku tych ucieczek było już dwadzieścia sześć! Pytasz czemu się tym nikt nie zainteresował? Wiesz facet, wydaje mi się, że tak jest łatwiej. No bo powiedz mi, jak to można wytłumaczyć, hę? Widzisz? Sam nie wiesz.

Diagnoza: Pacjent cierpi na zaburzenia paranoidalne. Zapewne ich podłożem są ciężkie przeżycia związane ze służbą wojskową. Praca w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym mogła spowodować nasilenie halucynacji i opisywane przez niego stany maniakalno-depresyjne. Zaleciłem przyjmowanie 300g Anafranilu dziennie, w kapsułkach po 150g rano i wieczorem. Możliwe, że owe zaburzenia są jedynie przykrywką czegoś, o wiele bardziej niebezpiecznego - schizofrenii. Ordynator szpitala, pan Steven Burnett stwierdził, że niejaki "O'Reilly" nigdy w ich zakładzie nie pracował, a tajemnicze zniknięcie z izolatki numer pięć nie miało nigdy miejsca. Faktycznie, jednemu z pensjonariuszy udało się uciec, ale zdarzyło się to w zupełnie odmiennych okolicznościach. Wypisałem urlop zdrowotny na dwa miesiące i wyznaczyłem termin kolejnej wizyty na 11 lipca.

Adnotacja z dnia 10 lipca: Jack Rawlin został odnaleziony dzisiaj rano w swoim mieszkaniu na Sunset Boulware 21 - powiesił się. Zastanawiający jest fakt napisu na ścianie, który wykonał własną krwią przed śmiercią, cytuję "Oni nas obserwują". A więc jednak była to schizofrenia. Proszę o przeniesienie akt do działu "zamknięte".

Dr Ben Simmons
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


Iman
    OMG...
Ocena:
0
Po przeczytaniu tego opowiadania czuję się jakbym sama była jakimś psycholem. Totalnie to wszystko porąbane, znaczy fabuła, bo do stylu itd. oczywiście nie mam zarzutów. Nie dziwię się, że dotychczas brak tu komentarzy, bo w sumie ciężko cokolwiek napisać. To opowiadanie oczywiście jest bardzo tajemnicze, ale trochę mi się kojarzy z początkiem czegoś większego. Więcej takich przypadków i jakieś ogólne wyjaśnienie, przyczyna tego wszystkiego. "Zwykła" schizofrenia wydaje się nie wchodzić w grę...
29-11-2006 23:43
~pensleepe

Użytkownik niezarejestrowany
    hmm
Ocena:
0
Zgadzam się z Iman. Opowiadanie wgniata w fotel (zwłaszcza czytane o 2:22). Myslę zemogłoby być ciekawą podstawą do czegos dłuzszego, obszerniejszego. Fabuła przypomina mi Zieloną Milę, i aż chciałoby się dociec odgórnej przyczyny tego wszytskiego. Po Lovecrafcie nie wierze w schizofrenie....świetne! choć moje jedyne zastrzezenie dotyczy przekleństw. myslę ze w takiej ilości odstraszają czytelnika.
25-12-2006 02:23
~Anita

Użytkownik niezarejestrowany
    Coś niesamowitego...
Ocena:
0
Mnie bardzo podobają się takie niewyjaśnione zakończenia. Nic dodać, nic ująć. Według mnie idealne. Uważam, że przekleństwa wcale tu nie przeszkadzają, bo wydaje mi się naturalne, że taki człowiek właśnie tak mówi. Jestem prawie pewna, że po większej ilości tego typu lektur, sama wylądowałabym w psychiatryku... To raczej nie najlepiej, bo mnie do takich rzeczy ciągnie, ale co komu pisane... Zatem proszę o więcej takich... hmmm... dzieł.
07-05-2007 20:07

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.