Czy RPG może być postrzegane jako sztuka
W działach: RPG, Wydobyte z odmętów Internetsów | Odsłony: 12Na fali ostatnich dyskusji teoretycznych, przywracam artykuł ze starego bloga. W komentarzach wklejam 24 komcie ówczesnej dyskusji. Przed datą czasem pojawia się temat komcia, za to przepraszam, taki format. Przepraszam również za elementy flejma, nie kastrowałem dyskusji, mimo jej nacechowania.
Jeśli ktoś ma nowe przemyślenia od przełomu czerwca i lipca 2006, albo nie uczestniczył wtedy w dyskusji, a chciałby coś dodać - zapraszam uprzejmie.
Erpegis wpisem na swoim blogu zadeklarował, że "RPG to nie sztuka", podając na poparcie tej tezy stosowne argumenty. Wywiązała się na ten temat dyskusja, w której przeważały głosy poparcia. Pewien fakt umknął jednak uwadze większości dyskutantów. Wszystko rozbija się znów, po raz tysięczny w tym samym flejmie, o definicję sztuki, nie RPG.
Podając za http://sjp.pwn.pl/lista.php?co=sztuka:
sztuka
1. "dziedzina działalności artystycznej wyróżniana ze względu na reprezentowane przez nią wartości estetyczne; też: wytwór lub wytwory takiej działalności"
2. "umiejętność wymagająca talentu, zręczności lub specjalnych kwalifikacji"
3. "czyn dokonany dzięki takiej umiejętności"
4. "utwór dramatyczny przeznaczony do wystawiania na scenie"
O jaką definicję sztuki pytamy?
Odrzucam z miejsca [4] z powodu niewypełnienia znamion definicji, oraz rozumiem że (nie bez pewnej racji) oprotestowane zostało przyjęcie RPG w poczet sztuki na bazie [1].
Tym niemniej, uważam iż jeśli można "osobę uprawiającą sztukę" definiować na podstawie [2], to w ten sam sposób, dzięki [3] RPG staje się często sztuką. Wymaga bowiem od grających konkretnych zdolności (prezentacja własnych deklaracji wedle przyjętych norm i zasad, znajomość zasad i świata przedstawionego gry, często zdolność kooperacji, stawiania czoła konkretnym wyzwaniom intelektualno-społecznym, etc.)
Co więcej, ponieważ RPG posiada "odbiorców / czytelników sesji" (tak MG, jak i graczy), wypełnia częściowo znamiona [1]. Potrafi (choć nie musi) dostarczać przeżyć zmysłowo-estetycznych, czasem doznań osobistych, emocjonalnych, aż po oflejmowane jakiś czas temu katharsis (tak, przytrafia się normalnym ludziom na sesjach, tak samo jak w teatrze czy też kinie - i proszę nie wałkować tego raz jeszcze).
Intencja artystyczna nie jest konieczna dla zaistnienia sztuki. Dowodem na to jest chociażby sztuka plemienno-rytualistyczna, gdzie rysunki naskalne czy mandale z ziarenek różnokolorowego piasku z pewnością są sztuką - dostarczają niesamowitych doznań - a dostarczanie ich intencją twórcy nie było, był nią jedynie zamysł praktyczny, wykorzystanie w rytuale lub przekazanie informacji, opowieści z przeszłości.
W moim osobistym odczuciu, RPG to gatunek nowoczesnego, wywróconego na lewą stronę teatru albo podobnie przenicowanych warsztatów teatralnych. Kilku aktorów (z których najczęściej jednego desygnuje się na 'prowadzącego'), każdy ma swoją odrębną niemalże, ale tożsamą z pozostałymi scenę, każdy może ustawiać scenografię dookoła siebie, czasem u kolegów, ale to głównie 'prowadzący' biega po wszystkich deskach.
Kompletny brak zewnętrznej publiczności, co więcej, pasywna i nie uczestnicząca w przebiegu wydarzeń publiczność wyraźnie przeszkadza aktorom (sic!). Jedyną publiczność stanowią aktorzy sami dla siebie nawzajem. Ustalają jakieś wspólne wytyczne fabuły i zaczynają improwizację. Czasami to "prowadzący" poddaje im kolejne bodźce, czasem improwizują je samodzielnie.
Niesamowitym jest dla mnie powszechne ignorowanie podobieństw RPG do objazdowych trup szesnastowiecznej comedia dell'arte. Zazwyczaj cztery do ośmiu osób, każda ma swoją stałą i niezmienną postać (sic!), każda z postaci przeżywa swoje perypetie, brak jest ustalonego scenariusza (!), zachowywana jest natomiast ciągłość zdarzeń pomiędzy poszczególnymi występami, wobec czego wierny widz może podróżować za komediantami i śledzić losy swoich ulubionych postaci (!!!),
A przecież nikt się nie będzie chyba upierał, że comedia dell'arte sztuką nie jest? Wobec tego, czemu negować wartość artystyczną RPG? Bo nie gromadzi tłumów na widowni? Bo dostarczanie walorów estetyczno-emocjonalnych nie jest jej priorytetem? Ale może być, nie musi być jedynie zabijaczem czasu.
Jeśli mój kolega w czasie sesji na tyle przekonująco odegra swoją rolę, że pozwoli mi na choćby chwilowe zawieszenie niewiary - robimy sztukę. Jeśli podczas sesji, podpalając czwarty w tym tygodniu stos ze zwłokami kolejnego druha, czuję się jakbym dostał pięścią w splot i szczery żal wiernego kompana gardło mi ściska, uczestniczę w sztuce.
Wszędzie, gdzie pojawia się emocja, dowolnie definiowane piękno, a przede wszystkim poczucie kontaktu z sacrum, czymś znacznie mocniej odczuwalnym od codziennego profanum, bez trudu pokusić się można o zaobserwowanie znamion sztuki.
Przyjmując powyższe, nie przeczę, iż wielofasetową rozrywkę jaką jest RPG traktować można li tylko i wyłącznie jako narzędzie, wykorzystując je do miłego spędzania czasu i nie aspirując do niczego ponad profanum. Tu jednak, moim zdaniem, leży korzeń innego flejma, o lepsiejszości immersyjniaków, ambytnych i innych. Niektórzy po prostu widzą na sesjach wielki znak 'tu można było pokusić się o dotknięcie sacrum' i widzą zmarnowaną szansę na sięgnięcie pułapu wyżej zdefiniowanej sztuki. Inni, oczywiście także mając rację, pukają się w czoło nie będąc zainteresowanymi niczym ponad to, do czego RPG zamierzają wykorzystywać. Korzystają z RPG jak z narzędzia, kontaktu ze sztuką szukając w bardziej odpowiednich dla siebie mediach.
Powyższe nie może jednak być podstawą ani do negowania możliwości uczynienia rozgrywki RPG sztuką, ani do określania "narzędziowego" wykorzystania RPG jako mniej wartościowego od artystycznego. To po prostu tylko i wyłącznie kwestia oczekiwań grających i ich wybranych metod na wykorzystywanie danego medium.