» Opowiadania » Wielka Bitwa

Wielka Bitwa


wersja do druku
Ilustracje: Iga W. 'Paradox' Grygiel

Wielka Bitwa
    Na krawędzi dachu stanął młody mężczyzna, jego twarz była pociągła, a włosy długie i odstające, odziany był w czarny płaszcz sięgający ziemi, na jego ramieniu siedział jeden z jego podopiecznych, wielki czarny kruk. Obydwoje rozglądali się uważnie, widzieli już szpiegów, ich małe świecące oczka, pochowane po kątach, wśród śmietników, z cienia wystawały tylko różowe wąsate pyszczki, i długie łyse ogony.
Drugi mężczyzna nadbiegł szybko, pojawił się prawie znikąd, z rozbiegu wskoczył na parapet okna znajdującego się na pierwszym piętrze. Ten miał na sobie podarte ubranie, zniszczoną kurtkę i dziurawe spodnie, skórzane rękawiczki bez palców odsłaniały sporej długości szpony. Umorusana twarz była nieprzyjemna, jak gdyby po za bliznami ukrywała jakieś mutacje, włosy zmierzwione, różnobarwne, każdy odstający w inną stronę.
Wstał i skłonił się parodiując dworskie zachowanie, mężczyzna na dachu odwzajemnił się tylko lekkim skinieniem głowy, jego oczy były przenikliwe i spokojne, tak kontrastujące z dzikością i głodem oczu jakie posiadał obszarpaniec.
- Witaj władco kruków.
- Witaj władco szczurów, ty który zagarnąłeś władzę nad kotami.
- Och nie musisz mnie tytułować tak szczegółowo, po prostu nazywaj mnie królem szczurów i kotów. - Powiedział z dumą obszarpaniec.
- To jak cię nazywam jest już wyłącznie moją sprawą, nigdy nie miałem do ciebie szacunku, a od czasu...
- Nigdy nie zwracałeś na mnie uwagi. - Wszedł w słowo szczurowaty. - i to był twój błąd, wielki kot był zbyt zadufany w sobie aby poprosić kogoś o pomoc, teraz jego kości spoczywają z moim żołądku.
- ... od czasu kiedy zabiłeś i jego pogardzam tobą bardziej, dziwię się iż miałeś czelność urządzić to spotkanie, nie wiem czego ode mnie chcesz, ale mnie to nie interesuje, choć obawiam się że i tak będę musiał wysłuchać twych nędznych pisków, więc kończmy to i niech każdy pójdzie swoją ścieżką.
Odziany w czerń wstał i dopiero teraz widać było pomiędzy jego włosami połyskujące czarne pióra.
- Niestety, ale nasze ścieżki splotą się jeszcze wiele razy, i wcale nie będziesz z tego zachwycony, ale skoro tak ci pilno aby wypełnić twe przeznaczenie, możesz oddać mi swoje serce już teraz, gdyż wypowiadam ci wojnę królu kruków. - Obszarpaniec uśmiechnął się odsłaniając długie ostre zęby i obrócił się tanecznie na krawędzi parapetu. Tamten spojrzał na niego z wysoka niewzruszony lecz nie mówił nic. - Wojnę, a raczej ultimatum, oddaj mi swoje serce teraz, a oszczędzisz swym zwierzętom wiele cierpienia, powinieneś uważać się za szczęśliwca, stary kocur nie dostał takiego wyboru.
Kruk spojrzał na niego zimnym wzrokiem, ten odpowiedział mu natomiast całym szaleństwem świata.
Odejście jego przeciwnika bez słowa było jednoznaczną odpowiedzią dla szczura, wojna rozpoczęła się jak najszybciej, i już kilka chwil później pierwszy z kruczej sfory leżał martwy na zabrudzonych ulicach miasta.
Potyczki stawały się coraz częstsze i okrutniejsze, gromady pierzastych cieni atakowały pełzające tuż przy ziemi koty i szczury, wydziobywały z nich całe życie, wyrywały je szponami pozostawiając po sobie tylko martwe kawałki mięsa ociekającego krwią, a jej zapach niósł ze sobą woń zwycięstwa. Lecz nic nie pozostawało bez echa, gdyż kiedy kruki powracały do swoich siedzib, znajdowały w nich poniszczone gniazda, oraz rozbite i wyjedzone jaja, a często i pisklęta, zbyt młode aby mogły uciec, zabite podobnie jak ich opiekunowie, którzy nie zdołali wybronić swego potomstwa przed chmarą wdzierających się na drzewa drapieżców.
Zwierzęta organizowały się w coraz większe zbiorowiska aby pokonać wroga, walki stawały się bardziej zajadłe niż kiedykolwiek. Podczas gdy uskrzydlony władca wydawał kolejne rozkazy swym podopiecznym, zachęcał ich do walki i podnosił na duchu, drugi z królów tarzał się w opętańczym śmiechu na swym kościstym tronie. On nie musiał nic mówić swym szczurom i kotom, ich naturalne zmysły łowców pomagały im podejmować wszelakie decyzje, była tylko jedna zasada, musieli działać zgodnie. Po raz pierwszy od wszechwieków te dwie rasy działały obok siebie, a mimo to jednak ci dwaj naturalni wrogowie nie wchodzili sobie w drogę, może było to z powodu celu jaki ich łączył, a może szaleństwo jakie ich ogarnęło podczas zatapiania kłów i pazurów miedzy czarne pióra. Cokolwiek to było prowadziło ich do zwycięstwa, skrzydlaci nie mogli poradzić sobie z takim zalewem przeważających sił. Wszystko to sprowadzało się do nieuniknionego spotkania, wszystko miało się rozstrzygnąć pomiędzy dwoma najwyższymi władcami, tymi od których decyzji to wszystko się zaczęło.
Spotkanie tych postaci odbyło się w tym samym miejscu co poprzednio, jak wcześniej czarnowłosy władca oczekiwał na przybycie tego który rzucił mu wyzwanie, ten pojawił się niebawem skacząc z ciemności w ciemność, szybko wdrapał się na dach zastygając w bezruchu przykucnięty niczym stary gargulec na jego krawędzi.
- Więc to będzie koniec. - Zaczął mężczyzna a pióra w jego włosach błysnęły w świetle księżyca. - Wszystko rozegra się tu i teraz. - Nadal nie padła żadna odpowiedź - Uwolnię te istoty z pod twojej władzy, i mimo iż nie było to moim celem pomszczę śmierć kota.
Mówił te słowa podchodząc coraz bliżej aż jego dostojna twarz znalazła się naprzeciw beznamiętnej i szkaradnej, nadal nie ruchomej i patrzącej gdzieś w odległe miejsce. I wtedy się zaczęło, obszarpaniec zadał pierwszy zdradziecki cios, mając już przeciwnika blisko siebie, jego pazury wyrwały się do przodu muskając policzek kruka gdzie natychmiast pojawiła się strużka krwi. Następne ciosy posypały się zaledwie po jednym uderzeniu serca, każda luka w obronie wypełniona było ostrym uderzeniem wroga, zaciekłość tej walki wzmagała się z każdą chwilą. Wokoło zbierały się kruki, koty i szczury, teraz już tylko jako niemi obserwatorzy czekający na wynik i los jaki zgotowało im przeznaczenie, zależnie od niego objawi im kto będzie ich nowym władcą.
Nikt nie potrafił przewidzieć kto nim będzie, żaden z przeciwników nie okazywał litości, żaden nie był w stanie się poddać, czyn ten oznaczałby śmierć. Podobnie jak wcześniejsze spotkania miedzy podległymi im zwierzętami, tak i to trwało długo i było równie krwawe. Zbliżało się też do podobnego zakończenia, energia kruka powoli słabła, zaś szaleństwo nadal napędzało siłę władcy szczurów i kotów.
Nim nastał świt, pośród otaczających ich ciemności padł ostatni cios, i poległ kruczy władca, jego ciało spoczywało na ziemi z wyrwanym sercem trzymanym przez zwycięzcę, i w tej oto chwili ten który wygrał stał się władcą jednoczącym trzy rasy, teraz w jego włosach pojawiły się czarne pióra, oczy ściemniały, a rysy zmieniły się po raz kolejny. Lecz w jego obliczy nadal widniało szaleństwo, a z ust wydobywał się dziki śmiech, wstał rozkładając ręce w geście zwycięstwa, rozejrzał się triumfalnie po swych poddanych oddających mu pokłony. Wyciągnął pięść ku niebu, po czym przyciągnął ją do piersi, ukląkł, pochylił głowę... i zapłakał... (może zrozumiał)...
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


~SHE

Użytkownik niezarejestrowany
    HMM
Ocena:
0
Fajny pomysł. Mi osobiście opowiadanko się podobało, już kiedyś je czytałam na innej stronce (autor ten sam, więc nie podejrzewam nikogo o plagiat :))
11-03-2004 22:45

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.